Przemoc wobec dziecka w rodzinie 


Мы поможем в написании ваших работ!



ЗНАЕТЕ ЛИ ВЫ?

Przemoc wobec dziecka w rodzinie



W wielu sferach życia społecznego pojawiają się różne formy przemocy, ale najsilniej zaznaczają się one w dziedzinie wychowania zarówno w szkole, jak i w rodzinie.

Liczne publikacje wskazują, że przemoc jest wciąż traktowana jako najskuteczniejsza metoda wychowawcza, a syndrom bitego dziecka urasta do rangi problemu społecznego. Przedstawię tu analizę zjawiska przemocy wobec dzieci, określając jej rozmiary i najczęstsze formy krzywdzących zachowań. Materiał empiryczny zebrano, wykorzystując metodę indywidualnych przypadków oraz posługując się techniką wywiadu i analizy urzędowych dokumentów. Badaniami prowadzonymi w latach 1995-1996 objęto 67 rodzin określonych jako dysfunkcjonalne z powodu ich niewydolności w zakresie podstawowych zadań: bytowych, opiekuńczo-wychowawczych, emocjonalnych itp.

Dokonując analizy badanej zbiorowości rodzin pod względem ich struktury, stwierdzono, że większość stanowiły rodziny pełne (73,1%), wśród których 11,9% to rodziny zrekonstruowane. Rodzin niepełnych na skutek rozwodu, separacji lub śmierci współmałżonka było 8,9%. Natomiast w 18,2% przypadków rodzic sprawujący opiekę nad dzieckiem pozostawał w nieformalnym związku z partnerem. Informacje dotyczące struktury rodzin uzupełniono danymi dotyczącymi liczby dzieci. Jeśli przyjąć za kryterium wielodzietności posiadanie, co najmniej pięciorga dzieci, to można uznać, że 23,8% rodzin spełniało to kryterium. Najwyższy odsetek stanowiły rodziny średnioliczne z trojgiem lub czworgiem potomstwa (47,8%), rodzin małolicznych wychowujących jedno lub dwoje dzieci było natomiast 28,4%.

Badaną zbiorowość rodzin dysfunkcjonalnych cechował niski status społeczno-ekonomiczny. Niewątpliwy wpływ na taki stan miał poziom wykształcenia rodziców, wśród których 37,3% matek oraz 22,4% ojców legitymowało się zaledwie wykształceniem podstawowym, a 34% matek i 58,25% ojców zdobyło wykształcenie zawodowe. Czynniki te spowodowały brak stabilizacji ekonomicznej, ukształtowały też niekorzystną sytuację społeczną oraz pośrednio wpłynęły na niski poziom kulturalny tych rodzin. Równie istotny wpływ na dysfunkcjonalność rodzin miały zjawiska patologii społecznej.

Wśród licznych zagrożeń na pierwszym miejscu plasuje się problem nadużywania alkoholu przez jedno lub oboje rodziców stwierdzony w 65% rodzin. Bardzo często zjawiskiem towarzyszącym była przestępczość (34,3% rodzin) lub uprawianie prostytucji (4,5%). Ponadto zwraca uwagę wysoki odsetek rodzin, w których jedno lub oboje rodziców pozostawało bez pracy (ogółem 40,3%). Wysoki odsetek bezrobotnych w tych rodzinach wynikał nie tylko z niskiego poziomu wykształcenia i braku kwalifikacji zawodowych, ale był także jednym ze skutków zachowań patologicznych manifestowanych przez członków tych rodzin (przede wszystkim skłonność do nadużywania alkoholu i konflikty z prawem). Natomiast w nielicznych przypadkach stwierdzono uzależnienie od narkotyków (2,9% rodzin) lub chorobę psychiczną jednego z rodziców (5,9% badanych rodzin).

Przedstawione dane kreślą niekorzystny obraz sytuacji badanych rodzin. Zakłóceniu uległa w nich przede wszystkim więź interpersonalna. Źle układające się pożycie rodziców obfitujące w konflikty, często przeradzające się w skrajną formę awanturnictwa, połączone z manifestowaniem zachowań patologicznych oraz bezradność wychowawcza stworzyły niekorzystny klimat wychowawczy, czego skutkiem było osłabienie lub zerwanie więzi emocjonalnych między rodzicami a dziećmi, świadczące o tym, że rodzice ci utracili możliwość wychowawczego oddziaływania na dzieci. Przekazywanie w toku socjalizacji wartości, wzorów i norm zachowania sprzecznych z ogólnie aprobowanymi w społeczeństwie świadczy o zakłóceniach funkcji uspołeczniającej. Znaczne nasilenie wymienionych czynników spowodowało, że rodziny te wykazywały również symptomy dezorganizacji.

Koncentrując się na aktach krzywdzących wymierzonych w dzieci, wzięto pod uwagę zarówno formy przemocy stwierdzonej, jak i domniemanej. Przemoc stwierdzona została w jakiś sposób realnie udokumentowana, czyli np. ujawniona przez pracownika opieki socjalnej, kuratora, zgłoszona przez inne osoby lub instytucje i znalazła odzwierciedlenie w wywiadach środowiskowych lub raportach policyjnych, natomiast zaistnienie faktu przemocy domniemanej, czyli np. przemocy psychicznej i łagodniejszych form przemocy fizycznej (np. klapsy) zostało potwierdzone przez członków rodzin (dzieci, rodzice, krewni). Stwierdzone akty krzywdzące zostały sklasyfikowane w trzech kategoriach: przemoc psychiczna, przemoc fizyczna i seksualna.

Przemoc psychiczna może przybierać różne postacie przejawiające się zarówno w agresji słownej, jak i w zaniechaniu działań opiekuńczych. W badanych rodzinach agresja werbalna była szczególnie przejawiana przez matki. Spośród nich 62,7% starało się zdyscyplinować dzieci krzykiem, 50,7% posługiwało się w tym celu wulgarnymi wyzwiskami, a 31% stosowało groźby. Najczęściej grożono dzieciom wyrzuceniem z domu, pobiciem lub umieszczeniem w domu dziecka. Ojcowie, jak wykazały badania, byli znacznie mniej skłonni do manifestowania agresji słownej jako zasadniczego sposobu oddziaływania na dziecko, najczęściej posiłkowali się tą formą stosując przemoc fizyczną. Większość z nich stosowała wyzwiska (32,8%) lub reagowała krzykiem na przewinienia dzieci (22,4%).

Niepokojący jest bardzo wysoki odsetek rodzin, w których jedno lub oboje rodziców nie wywiązywało się zarówno funkcji opiekuńczej zarówno w kwestii materialnej, jak i zaspokojenia podstawowych potrzeb psychicznych dzieci. Brak zainteresowania sprawami rodziny i dzieci przejawiało 40,3% matek i 58,2% ojców. Świadectwem takiego stanu było niedożywienie dzieci, częste pozostawianie małoletnich bez opieki, opóźnienia i trudności przeżywane przez dzieci w szkole oraz odrzucenie emocjonalne przez rodziców. Znamienny dla tych rodzin jest także wysoki odsetek występujących w nich zjawisk patologicznych. Zakres stosowanych przez rodziców form przemocy fizycznej jest niezwykle szeroki. Określając objawowe formy działań krzywdzących, wzięto pod uwagę charakter czynów oraz stopień nasilenia przemocy.

Zgromadzony materiał empiryczny wskazuje, że w badanych rodzinach zazwyczaj oboje rodzice byli zwolennikami aktów agresji fizycznej wobec dzieci. Zróżnicowanie dotyczyło przede wszystkim stopnia nasilenia brutalności podejmowanych działań. Matki najczęściej wymierzały klapsy dłonią (43,3%) lub wykorzystywały w tym celu pasek lub ścierkę. Biły najczęściej w pośladki lub w plecy. Zdecydowanie bardziej brutalni w stosowaniu kar byli ojcowie. Ponad połowa z nich (50,7%), wymierzając kary, posługiwała się różnymi przedmiotami (kabel, smycz, pałka lub kij, pas z metalową sprzączką). Zazwyczaj bili po głowie, w plecy, uderzali po nogach i pośladkach, wymierzali ciosy pięścią w twarz, kopali, szarpali za odzież lub uderzali dzieckiem o ścianę lub o meble (niemal 30%). Dość często te swoiste próby zdyscyplinowania dzieci kończyły się obrażeniami fizycznymi pozostawiającymi trwałe blizny, a niejednokrotnie konieczna była interwencja lekarza.

Specyficzną formą przemocy, łączącą maltretowanie fizyczne i psychiczne, było ograniczenie swobody poruszania się. Ponad 7% matek i niemal 12% ojców karało swe dzieci, zamykając je na wiele godzin w komórkach na opał, na strychu, w pomieszczeniach gospodarczych lub w najlepszym przypadku w pokoju. Niekiedy dodatkową karą było pozbawienie posiłku lub stosowanie innych działań, które trudno uznać za wychowawcze, gdyż ich jedynym skutkiem było upokorzenie dziecka. Sprawcami przemocy okazali się także inni członkowie rodziny lub krewni.

Znamienną cechą działań dyscyplinujących stosowanych w badanych rodzinach jest ich brutalność, wulgarność i poniżanie, co świadczy o niewydolności wychowawczej tych środowisk. Specyfika stosowanych działań wynika w równym stopniu z braku przygotowania do pełnienia ról rodzicielskich, niskiej kultury i patologizacji środowisk, jak i z zerwania więzi emocjonalnych między rodzicami a dziećmi, co osłabiło autorytet rodzicielski, a przemoc fizyczną traktowano jako najskuteczniejszy sposób jego ratowania i jednocześnie wychowania dzieci. Zastosowanie przemocy fizycznej i psychicznej rodzice najczęściej uzasadniali agresją wywołaną wpływem alkoholu, niechęcią do dziecka wynikającą z faktu, że nie było ono biologicznym potomkiem rodzica agresora, frustracją z powodu braku zatrudnienia, niechęcią do dziecka związaną z jego ułomnościami lub nie planowanym urodzeniem lub niespełnieniem oczekiwań rodziców.

Szczególnie drastyczną formą przemocy jest wykorzystywanie seksualne. Dokładne poznanie tego problemu jest znacznie utrudnione ze względu na obawy i wstyd dziecka przed ujawnieniem tego czynu. Należy w związku z tym sądzić, że uzyskane informacje nie są wyczerpujące. Wśród form przemocy seksualnej wyróżniono trzy, opierając się na klasyfikacji zaproponowanej przez Frasera (por. I. Pospiszyl 1994). Pierwszy typ to zachowania pozbawione fizycznego kontaktu z dzieckiem, polegające m.in. na podglądaniu, inicjowaniu zabaw o charakterze seksualnym. Kolejna forma to akty związane z fizycznym kontaktem z dzieckiem (masturbacja, pieszczoty o zabarwieniu seksualnym, stosunki analne, kontakty oralne). Ostatnia kategoria to akty fizyczne o znamionach gwałtu, czyli wszelkie formy fizycznego kontaktu z dzieckiem związane z uszkodzeniem ciała ofiary lub mogące takie skutki powodować.

Z zebranych informacji wynika, że 13,4% dzieci stało się ofiarami natarczywości seksualnej polegającej najczęściej na biernym udziale w zabawach o charakterze seksualnym, wymuszonym uczestnictwie w libacjach i ekscesach seksualnych inicjowanych przez rodziców lub inne osoby. W kilku przypadkach działania te polegały na nakłanianiu do czynów nierządnych. Ofiarami aktów lubieżnych było 19,4% dzieci. Najczęściej pokrzywdzonymi w wyniku napaści seksualnej były dziewczynki, ale w czterech przypadkach zaistniały czyny homoseksualne, których ofiarami stali się chłopcy. Sprawcami były osoby znane dzieciom: dalsi krewni, znajomi rodziców, a także osoby z najbliższego otoczenia - ojciec lub ojczym. Najpoważniejszego przestępstwa seksualnego, czyli gwałtu dopuszczono się w stosunku do 4,5% dzieci z badanych rodzin. Sprawcami czynów, podobnie jak i w przypadku czynów lubieżnych, byli krewni dzieci. Potwierdzony fakt, że przeważnie napastnikami seksualnymi były osoby spokrewnione z dziećmi, a do ich ujawnienia przyczyniły się osoby postronne, świadczy o skrajnej demoralizacji tychże rodzin.

Analiza zebranego materiału empirycznego pozwoliła na sformułowanie następujących wniosków:

  1. Wśród zjawisk społecznie negatywnych, które mają związek ze znęcaniem się nad dzieckiem, należy wymienić: alkoholizm jednego lub obojga rodziców (stwierdzony w 65% rodzin), przestępczość (34,3%), bezrobocie (40,3% rodzin, w których jedno lub oboje rodzice pozostawali bez pracy).
  2. Stwierdzono, że w rodzinach dysfunkcjonalnych, które cechuje niski status społeczno-ekonomiczny, przeważa tendencja do stosowania brutalnych kar fizycznych i przepojonej wulgarnością agresji słownej. Jest to skutek niskiej kultury osobistej rodziców, ich braków w edukacji pedagogicznej, zerwania więzi emocjonalnych między rodzicami a dziećmi. Istnienie podobnych zależności podkreślają m.in. R. J. Gelles, Stark, McEvoy. Przy czym Gelles sugeruje, że poziom wykształcenia jest czynnikiem wpływającym w sposób pośredni na natężenie przemocy, choć bardziej istotny jest rodzaj wykonywanej pracy (por. I. Pospiszyl 1994)
  3. Agresorami w rodzinach dysfunkcjonalnych byli zarówno ojcowie stosujący brutalne kary fizyczne, jak i matki, które rzadziej i z mniejszym okrucieństwem stosowały podobne formy przemocy. Na podobną tendencję wskazywała na podstawie własnych badań A. Piekarska (1991), choć zdaniem R. J. Gellesa bardziej skłonny do przemocy wobec dziecka jest rodzic dominujący w systemie rodzinnym (por. I. Pospiszyl 1994).
  4. Stosowanie przemocy zarówno fizycznej, jak i psychicznej stwierdzano najczęściej w rodzinach średniolicznych i wielodzietnych mających troje, czworo lub więcej dzieci. Prawidłowość tę potwierdzają również badania Gellesa, którego zdaniem przemoc wobec dziecka w rodzinach wielodzietnych jest o połowę wyższa aniżeli w rodzinach z jednym dzieckiem (por. I. Pospiszyl 1994).
  5. Sprawcami seksualnego wykorzystywania dzieci były osoby znane dziecku: ojciec, ojczym, krewni bądź znajomi rodziców. Również wyniki badań amerykańskich i angielskich, prowadzonych m.in. przez G. T. Hotalinga, I. A. Lewisa i Ch. Smitha oraz Beezley-Mrazek wykazały, że ponad połowa wykorzystywanych seksualnie dzieci, doświadczyła tego z osobą znajomą lub spokrewnioną (por. I. Pospiszyl 1994). Odmienne tendencje występują w krajach skandynawskich, w których, jak podaje Z. Lew-Starowicz (1992), tylko jedna trzecia sprawców czynów lubieżnych była spokrewniona ze swymi małoletnimi ofiarami.
  6. Ofiarami wykorzystywania seksualnego były przede wszystkim dziewczęta. Konstatacja ta znajduje potwierdzenie w innych badaniach prowadzonych m.in. przez Beezley-Mrazek, Bedgleya i Russela. Wspomniani autorzy wskazują jednak, że nie w każdym wieku ryzyko jest podobne. Zdaniem badaczy okresem najwyższego ryzyka jest wiek między 10 a 12 rokiem życia oraz wczesne dzieciństwo - do 7. roku życia. (por. I. Pospiszyl 1994).

 


Błędy wychowawcze

Błędy są rzeczą ludzką. Wszyscy je popełniamy. Błędy w dziedzinie wychowania popełniają nawet specjaliści od wychowania, czyli pedagodzy. Ważne jest jednak, abyśmy mieli świadomość, że niektóre nasze zachowania, reakcje czy brak reakcji mogą mieć konsekwencje wychowawcze. Powinniśmy wiedzieć, co jest błędem a co nim nie jest. Wiedza ta z kolei powinna nieść za sobą refleksję, czy mogę postępować unikając błędów wychowawczych, choć pierwsze pytanie powinno chyba brzmieć - czy chcę?

Czas na rachunek sumienia:

  1. Nie mówimy dzieciom (lub zbyt rzadko), że są mądre, piękne, kochane, świetnie coś robią, itp. Niektórzy tego nie potrafią - nie słyszeli tego od swoich rodziców, a niektórym wydaje się, że "zepsują dziecko".
  2. Uwagi krytyczne przekazujemy zaś zbyt szybko i chętnie. Wydaje nam się, że to jest dobra metoda wychowawcza - wskazywanie błędów. I tak jest - na pewno, ale skuteczna będzie tylko wtedy, gdy pochwał będzie 2 razy więcej niż uwag krytycznych. Przecież dziecko - też człowiek, a który człowiek lubi słuchać krytyki? Spotkałam się z nazwą, tej techniki przekazywania krytyki - "sandwicz", albo po polsku "kanapka". Tylko wtedy jesteśmy przyjąć gorzką przecież i niesmaczną część (uwagi), jeśli obłożymy je umiejętnie w coś przyjemniejszego i smaczniejszego (informacje pozytywne). Zamiast więc mówić "Krzysiek, znowu zostawiłeś bałagan w swoim pokoju" - powiedzmy "Krzysiu, cieszę się, że tak fajnie bawiłeś się z kolegami, chyba muszą Cię bardzo lubić. Posprzątaj teraz swój pokój. Następnym razem zaproponuj kolegom wspólne sprzątanie - pójdzie wam szybciej".
  3. Używamy drażniących zwrotów (jak w przykładzie powyżej) - zawsze, nigdy.. Są one zwykle krzywdzące, bo to nieprawda, że coś dziecko robi zawsze (źle), albo nigdy (dobrze). Może dzieje się tak często, wg nas pewnie zbyt często i stąd chcemy podkreślić jak bardzo nas to denerwuje - niestety efekt jest zupełnie inny. Atak zwykle wywołuje obronę, czasem w posta1ci również ataku.
  4. Nie mówimy (lub zbyt rzadko) - kocham cię, cieszę się, że jesteś, że mam ciebie itp. I znowu, jak w punkcie pierwszym albo nie umiemy tak mówić, albo wydaje nam się to tak oczywiste, że nie potrzebne są deklaracje słowne. A jednak - są potrzebne.
  5. Nie oglądamy z dziećmi bajek. Włączamy im telewizor, magnetowid i mamy "je z głowy". Nie rozmawiamy więc, z dzieckiem o bohaterach i wydarzeniach, bo ich nie znamy. Nie wyjaśnimy więc, że w bajce jest fikcja, nie uspokoimy, gdy dziecko się boi, bo nie rozumie akcji i co najważniejsze nie wiemy czy to, co ogląda nasze dziecko to dobra, wartościowa bajka, czy animowany filmik o wątpliwych walorach. Niektóre bajki nie tylko nic nie wnoszą w życie dziecka, niczego nie uczą, nie dają pozytywnych wzruszeń, ale nawet są szkodliwe - UCZĄ AGRESJI, NIEWŁAŚCIWEGO SŁOWNICTWA I NAGANNYCH POSTAW.

O wpływie telewizji możesz przeczytać tu Dziecko przed telewizorem

  1. Małemu tzn. 2 - 3 letniemu dziecku nie mówimy, że jakieś jego zachowanie jest niewłaściwe, bo wg nas i tak tego nie zrozumie, jest jeszcze zbyt małe itp. Dziecko bijące łopatką inne dziecko w piaskownicy nie dowiaduje się od niektórych rodziców, że to niewłaściwe zachowanie. Często rodzice nawet są dumni, że to jego dziecko bije a nie jest bite. Jest takie silne, zaradne itp. Spotkałam nawet uzasadnienie mądrej, wykształconej matki, że nie ma co ingerować, bo w piaskownicy panuje prawo dżungli
  2. Nie bronimy własnego dziecka, wtedy, gdy oczekuje ono od nas wsparcia. Wracając do przykładu z piaskownicy. Jeśli to nasze dziecko jest popychane, zabiera mu się zabawki zdarza się, że jeszcze rodzic dokłada dziecku stresu, nie stając po jego stronie, nie mówiąc wprost, że to tamto dziecko zachowało się nieładnie. Czasami trzeba niestety wyręczyć rodzica małego agresora wyjaśniając mu, że jego zachowanie jest niewłaściwe. Pamiętam oczy zdumionego 2 latka, któremu wyjmowałam z ręki łopatkę, którą okładał w piaskownicy inne dziecko. I ulgę w oczach drugiej strony - dorosły mi pomógł - można tu bawić się bezpiecznie. Trudniej jest nam zająć obiektywne sytuacje, gdy sytuacje konfliktowe zdarzają się w szkole - z tej przyczyny, że zwykle nas przy nich nie ma. I co wtedy robimy, gdy dziecko opowiada nam nieprzyjemne zajście z kolegą czy z nauczycielem? Przekonujemy dziecko, że to na pewno jego wina! Jeśli to rzeczywiście jego wina, to zanim postawimy taki werdykt powinniśmy się najpierw lepiej rozeznać a jeśli to niemożliwe - nie oceniajmy sytuacji!
  3. Nie potrafimy słuchać dzieci
  4. Nie wyznaczamy dzieciom granic, nie mówimy im NIE, z powodu źle pojętej miłości. Kiedy maluch próbuje kolejnego łyka piwa, kiedy popycha inne dziecko, kiedy starsze dziecko do nas lub innych zwraca się nieładnie - udajemy, że nie widzimy bądź nie słyszymy, ewentualnie reagujemy słabo, prosząco i NIEZDECYDOWANIE.
  5. Bardzo dużo zakazujemy dzieciom. Czasami wprowadzamy niepotrzebne zakazy. Dlaczego malec nie może rozwinąć rolki papieru toaletowego? Nie szkodzi, że ona do tego nie służy. Zanim powiesz NIE, zastanów się, dlaczego i czy warto? 30 groszy (jeśli super ładny i pachnący to złotówka) - a jaka zabawa, ile uciechy i wyobraźnia dziecka też pracuje.
  6. Mówimy dzieciom NIC SIĘ NIE STAŁO - gdy się przewróci, uderzy itp. - w dobrej intencji, ale jak musi czuć się dziecko, które odczuwa ból (nawet niewielki), przestraszyło się i jeszcze słyszy, że to nic! Lepiej powiedzmy - trochę boli, ale na pewno za chwilę przestanie, wiem, że się przestraszyłeś - ale jestem przy tobie itp.
  7. Bywamy niekonsekwentni w postępowaniu wobec dzieci, nie szanujemy swego słowa, ulegamy dzieciom pod pretekstem, że to wyjątkowa sytuacja (okłamujemy samych siebie) lub, kiedy nie dajemy sobie rady ("dziecko wchodzi nam na głowę"); następnym razem będzie niestety gorzej, bo dzieci są mądre i szybko się uczą; każde odstępstwo od zasad bez omówienia tego z dzieckiem jest końcem istnienia w/w.
  8. Traktujemy dziecko - jak dziecko, nie człowieka - z góry, nie na równych prawach z dorosłymi w wyrażaniu swoich emocji, swojego zdania; dziecko wyrasta w przekonaniu, że jest mało ważne (ono, jego zdanie i uczucia)
  9. Widzimy w dziecku 7-my Cud Świata, jego zdanie, jego potrzeby są najważniejsze (dyskryminuje to resztę rodziny, prowokuje konflikty między pozostałymi a dzieckiem; dziecko ma poczucie, że jest w centrum uwagi wszystkich, może wykorzystywać swoją lepszą pozycję do dyktowania reszcie warunków i zasad współżycia rodziny, jednym słowem hodujemy egoistę i egocentryka
  10. Nie uczymy małych dzieci magicznych słów: Proszę, Przepraszam, Dziękuję oraz dzień dobry, dowidzenia itp. A później nagle wymagamy od nich używania tych słów. Pamiętajmy jednak, że to są nawyki, które wymagają ćwiczeń i dużej ilości powtórzeń zanim staną się naturalnym zachowaniem człowieka kulturalnego. I pamiętajmy, że dzieci uczą się szybko i najskuteczniej przez naśladowanie.
  11. Wyręczamy dziecko najpierw w samodzielnym jedzeniu, ubieraniu - bo my zrobimy to lepiej i szybciej. Starsze dzieci i młodzież wyręczamy w ich obowiązkach domowych.
  12. Nie wyznaczamy i/lub niekonsekwentnie egzekwujemy wykonywanie prac na rzecz rodziny np. zmywanie naczyń, odkurzanie, sprzątanie własnego pokoju itp. Wymagamy jedynie, aby dziecko się uczyło. Wiemy jednak po sobie, że im więcej mamy obowiązków, tym lepiej organizujemy sobie czas. Poza tym jak nauczymy dziecko organizowania czasu, jeśli nie ma ono żadnych obowiązków?
  13. Stosujemy nieadekwatne kary (rzadziej nagrody) do uczynków dziecka.
  14. W przypadku, gdy jest więcej dzieci w rodzinie karzemy dzieci starsze za złe uczynki rodzeństwa np., gdy opiekują się młodszym bratem/siostrą.
  15. Zbyt często traktujemy swoje pociechy jak osoby dorosłe. Nie zważając na to, że rozum dziecka nie jest miniaturką dorosłego. Małe dziecko nie rozumie wielu rzeczy tak jak dorosły i należy wręcz zniżyć się do poziomu dziecka i do tego jak ono odbiera świat - bez naszych, przecież doświadczeń i wiedzy.

Nieoficjalna strona Dorosłych Dzieci Alkoholików

Boże, użycz mi pogody ducha, abym godził się z tym, czego nie mogę zmienić; odwagi, abym zmieniał to, co mogę zmienić, oraz mądrości, abym odróżniał jedno od drugiego

Dorosłe dzieci alkoholików

Kim są? To dorośli, którzy wychowywali się w rodzinach nadużywających alkoholu. Gdy byli dziećmi, musieli zbyt wcześnie dorosnąć. Są dorośli, a nadal w głębi siebie pozostają dziećmi. Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych (i nie tylko) szacuje, że w Polsce żyje prawie 4 miliony dzieci, których rodzice nadużywają alkoholu, oraz około 1,5 miliona dzieci alkoholików. Kiedy dorosną, część z nich zacznie pić, część zwiąże się z osobami uzależnionymi, a pozostałe będą starannie unikać myślenia o tym, co wydarzyło się w ich dzieciństwie.

Z szacunków wynika, iż Dorosłe Dzieci Alkoholików (DDA) stanowią około 40 proc. dorosłej populacji Polaków. Doświadczenia wyniesione z rodziny alkoholowej mocno rzutują na bliskie kontakty w życiu dorosłym. Prawie połowa z tych DDA, którzy zgłaszają się po poradę psychologiczną, nie decyduje się na zalegalizowany związek, a jedna trzecia zawieranych przez nich małżeństw kończy się rozwodem. To znacznie więcej niż wśród ogółu Polaków. Dorosłe Dzieci Alkoholików boją się przede wszystkim powtórzenia we własnym związku tego, co działo się w ich domu rodzinnym.

Duża część jest głęboko przekonana, że w małżeństwie można się tylko krzywdzić. Bliskie związki to także relacje z własnymi dziećmi. DDA często mają kłopoty z odnalezieniem się w roli rodzica. Wielu z nich rozpoczyna terapię właśnie z powodu problemów ze swoimi dziećmi. Obawiają się, że je skrzywdzą, wnosząc do wychowania doświadczenia z domu. Czasem nie potrafią z nimi rozmawiać. Mają kłopoty z właściwą oceną tego, czy problemy ich syna albo córki są "normalne", czy też powinny być niepokojącym sygnałem. W niektórych DDA własne dzieci budzą agresję. Trudno im się powstrzymać przed krzykiem, groźbami czy uderzeniem. Jednocześnie mają świadomość, że to nie dziecko zawiniło, że agresja bierze się gdzieś z głębi ich samych. Szukają pomocy dla siebie, aby nie krzywdzić własnych dzieci. Wielu DDA nie decyduje się na to, żeby mieć dzieci (ponad połowa uczestniczących w terapii), albo podejmuje taką decyzję późno, po trzydziestym roku życia. Gdzieś głęboko tkwi w nich lęk, że dla ich syna czy córki życie okaże się równie okrutne, jak dla nich samych. Część DDA rezygnuje z własnego życia osobistego, ponieważ przyjmują, że ich podstawowym zadaniem życiowym jest opiekowanie się mamą albo tatą, a często nawet czuwanie, by nawzajem nie zrobili sobie krzywdy. Niekoniecznie mieszkają z rodzicami, a rodzice wcale nie są ludźmi schorowanymi ani bardzo starymi. Spotkać można i takich DDA, którzy mają własne rodziny, ale każdy weekend, święta i wakacje spędzają z rodzicami. Zdarzają się także rodziny, w których wszystkie dorosłe, trzydziestoletnie czy czterdziestoletnie "dzieci" mieszkają z rodzicami. W trakcie terapii okazuje się, że część DDA ma mocno zakodowane, choć rzadko uświadamiane poczucie, że ich podstawową rolą życiową jest "być dobrym dzieckiem": "mąż (żona) to nie rodzina; rodzina to rodzice, dziecko, brat". Odkrycie, że "być dobrą córką czy dobrym synem" jest znacznie ważniejsze niż "być dobrą żoną albo dobrym mężem", zazwyczaj zmienia zupełnie porządek świata. Szczególnie dotyczy to kobiet. Są zaskoczone, jak łatwo zaprzepaścić dom i rodzinę, kiedy podstawowa odpowiedź na pytanie: "kim jestem?", brzmi: "córką". Zwykle więź Dorosłych Dzieci Alkoholików z rodzicami jest bardzo silna, choć kontakty nie zawsze układają się dobrze. Najczęściej DDA skarżą się, że tak naprawdę nie potrafią rozmawiać z matką czy z ojcem. Niechętnie jeżdżą do domu rodzinnego, bo czują tam napięcie, niepokój i bezradność. Czasami mówią wręcz o nienawiści do któregoś z rodziców. Przerażeniem napawa je myśl, że będą musiały z nimi zamieszkać, kiedy staną się oni niedołężni.

Możemy wyróżnić kilka typów Dorosłych Dzieci Alkoholików: wyobcowani, smutni, skrzywdzeni, uzależnieni, współuzależnieni, odnoszący sukcesy, z poczuciem niższości. Wyobcowani najczęściej nie zdają sobie sprawy, że to, co przeżyli w domu rodzinnym, ma nadal wpływ na ich życie i samopoczucie. Po prostu uważają się za innych, bardziej skomplikowanych lub poplątanych wewnętrznie. Zazdroszczą innym słabszych napięć wewnętrznych, mniejszej liczby dylematów i konfliktów, mniejszych wewnętrznych obciążeń, o wiele rzadziej pojawiającego się poczucia smutku i osamotnienia. W sytuacjach społecznych bardzo silnie kontrolują się. Mają poczucie, że ludzie z pewnością ich oceniają - i to niekorzystnie.

Wielu DDA leczy się z powodu depresji (to smutni). Biorą kolejne specyfiki, które nie przynoszą ulgi ani nie zmniejszają przygnębienia. Czasem przychodzą do psychologa, szukając zrozumienia siebie i rozwiązania problemów, a także potwierdzenia, że z nimi wszystko w porządku. Zwykle kończą na pierwszej wizycie. Boją się ruszyć to, co jakoś przyschło, przycichło. Po co znów ma boleć? Ich wspomnienia pełne są doświadczeń utraty czegoś lub kogoś. Mówią o braku uwagi i braku fizycznego bezpieczeństwa, o głodzie czy opuszczeniu. Dramaty i koszmary z okresu dzieciństwa stają się w życiu dorosłym źródłem niewypowiedzianego bólu i smutku, których nie ukoi tabletka.

Ale są również DDA uświadamiający sobie, jak bardzo zostali skrzywdzeni tym, co działo się w domu, gdy byli dziećmi. Noszą w sobie żal, rozgoryczenie, złość, a nawet nienawiść: najczęściej w stosunku do tego z rodziców, który pił, ale czasem również wobec tego, który choć nie pił, także krzywdził. Pozostają w pozycji ofiary nawet wtedy, gdy sprawcy już nie ma, lub też nie jest już w stanie nic złego zrobić. Czują się pokrzywdzeni i przez pryzmat swojej krzywdy postrzegają świat i ludzi. Istnieje także grupa takich DDA, którzy sami zaczęli pić nałogowo. Sięgnęli po alkohol, bo na przykład próbowali poradzić sobie z trudnościami. Choć boleśnie pamiętają dzieciństwo podporządkowane rytmom picia i niepicia, dorosłe życie układają tak samo. Teraz to oni są najważniejsi, a życie rodzinne toczy się wokół ich picia i niepicia.

Niektóre Dorosłe Dzieci Alkoholików, przyzwyczajone w dzieciństwie do zajmowania się innymi i pomagania najbliższym (matce, bo ma za dużo obowiązków; ojcu, bo sam nie jest w stanie czegoś zrobić, rodzeństwu, bo jest mniejsze lub bardziej nieporadne), wikłają się w związki z osobami, którymi trzeba się opiekować (np. z osobami uzależnionymi, z głębokimi problemami). Życie z partnerem, który nie wymaga opieki czy poświęcenia, uważają za nudne, zbyt poukładane.

Wielu DDA pracuje na odpowiedzialnych, dobrze wynagradzanych stanowiskach i odnosi sukcesy zawodowe. Potrafią jednak pracować równie efektywnie w zamian za przysłowiowe dobre słowo. Zaskakująco dobrze rozwiązują trudne zadania w sytuacji stresu i pod presją. Zwykle nie mają problemów z wywiązywaniem się ze swoich obowiązków. Nie boją się trudnych zadań ani ryzyka. Są odpowiedzialni i nie rezygnują łatwo. Dbają o potwierdzanie swoich kompetencji, ucząc się i podejmując nowe wyzwania. W efekcie są zwykle bardzo dobrymi i mało wymagającymi pracownikami. Świetnie też potrafią radzić sobie z publicznymi prezentacjami - nikt nie widzi ich silnego napięcia czy lęku przed oceną. Ludzie podziwiają często ich opanowanie i spokój zewnętrzny, nie zdając sobie sprawy z tego, jak sprzeczne jest to, co widzą, z tym, co dzieje się "w środku" tych ludzi.

Poczucie niższości i niekompetencji towarzyszące Dorosłym Dzieciom Alkoholików zazwyczaj odzywa się w kontakcie z innymi osobami. Składa się na nie kilka czynników: kiepski obraz siebie wyniesiony z wczesnego dzieciństwa, brak dobrych doświadczeń w bliskich relacjach z ludźmi i brak podstawowych umiejętności interpersonalnych (rozmawianie, nawiązywanie bliskich kontaktów, rozwiązywanie konfliktów czy nieporozumień). Rzadko za poczuciem niższości u DDA stoi brak wykształcenia czy nieradzenie sobie w życiu. Ponad połowa osób zgłaszających się na terapię ma wykształcenie średnie, a 40 proc. wyższe. Otoczenie najczęściej postrzega Dorosłe Dzieci Alkoholików jako ludzi dobrze radzących sobie w życiu, niemających większych problemów.

Rodzina z problemem alkoholowym

Za rodzinę z problemem alkoholowym uważa się rodzinę, w której choćby jedna osoba pije w sposób przynoszący szkodę. Głównie dotyczy to rodzin, w których ktoś jest uzależniony od alkoholu.

Człowiek pijący w sposób uzależniony lub nadmierny dostarcza wszystkim innym problemów życiowych, finansowych i emocjonalnych, co sprawia, że cała rodzina boryka się z szeroko rozumianym "problemem alkoholowym". Można powiedzieć, że problemy związane z alkoholem ma nie tylko ten, kto pije, bo nikt nie pije w próżni społecznej. Mają je wszyscy, którzy pozostają w więzi z alkoholikiem. Ci, którzy go kochają i chcą o niego dbać, którzy są od niego zależni finansowo lub emocjonalnie, którzy żyją z nim w jakiejkolwiek wspólnocie. Ponieważ choroba obejmuje całą rodzinę, więc także tych jej członków, którzy nie piją, można pracę nad rozwiązaniem problemu rozpocząć od nieuzależnionych członków rodzin. Zmiany systemowe potrafią doprowadzić do zmian w "poszczególnych elementach", czyli ludziach, co wiele zmienia w sprawie alkoholu.

Rodzinę stanowi grupa społeczna zależna od siebie w zaspokajaniu swoich potrzeb uczuciowych, społecznych i duchowych. Jest ona wspólnotą. Oznacza to, że ludzi łączą cele, które chcą oni razem osiągać poprzez środki dostosowane zarówno do celów, jak i do ludzi, którzy je realizują. Takie widzenie sprawy oznacza, że życie w rodzinie nieść musi wiele różnych problemów, bo często trudno o zgodność tego, co niosą cele i co mogą ludzie. Także tego, jak różni ludzie chcieliby realizować te same cele. Nie ma rodzin bez problemów. W różnych fazach ludzkiego życia i życia rodzinnego dylematy, co do celów i środków przybierają różne rozmiary, z dramatami ludzi włącznie, ponieważ cele jak i środki użyte do osiągnięcia ich mogą się wielce różnić w podejściu różnych ludzi. Nie ma rodziny bez konfliktów. Rzecz w tym, by konflikty rozwiązywać konstruktywnie a sprzeczności w miarę możliwości godzić. Rodzina z problemem alkoholowym ma szczególny rodzaj problemu, lecz ważne jest to, by podkreślić, że nie jest on ani lepszy, ani gorszy niż problemy innych rodzin, a nawet nie można powiedzieć, że jest on większy czy mniejszy niż inne.

Psychologowie wymieniają cztery cechy zdrowej psychologicznie rodziny:

· Pozytywna tożsamość i autonomia poszczególnych członków rodziny.

· Otwarte i skuteczne komunikowanie się.

· Wzajemność.

· Połączenie ze światem zewnętrznym.

Terminy te brzmią może trochę sztucznie i uczenie, namawiam jednak by je "oswoić" i spróbować zrozumieć, ponieważ wyjaśniają one wiele z reguł stanowiących o tym, czy rodzina jest dobrą, szczęśliwą rodziną, czy też nie. Interesujące, jak owe cechy mogą występować w rodzinie z problemem alkoholowym. Przyjrzyjmy się znaczeniu każdej z nich.

Pozytywna tożsamość

Pozytywna tożsamość oznacza w skrócie akceptację siebie samego i generalne poczucie "jestem w porządku", nawet, jeśli niektóre czyny zasługują na krytykę. Jestem w porządku, ponieważ mam prawo dopuszczać się błędów poszukując lepszych sposobów życia. Mam swoje ograniczenia i słabości Niektóre z nich akceptuję, inne stanowią dla mnie wyzwanie do zmiany. Ostatecznie akceptuję siebie wraz z moimi ograniczeniami, i dobrymi, silnymi stronami. Jestem tak samo ważna, jak inni ludzie, a moje potrzeby i pragnienia nie są gorsze ani mniej ważne niż pragnienia i potrzeby innych. Akceptuję siebie jako kobietę (mężczyznę) i pozwalam sobie czerpać siłę i radość z faktu, że jestem istotą płciową. Lubię siebie i zasługuję na miłość. Mam prawo zaopiekować się sobą, gdy cierpię i poświęcać sobie więcej uwagi, gdy tego potrzebuję. Nie ma powodu, bym traktowała siebie gorzej niż swoich najbliższych. Ostatecznie to z sobą samą będę obcować do końca swoich dni i z tego punktu widzenia jestem dla siebie osobą najważniejszą. Pozytywna tożsamość oznacza poczucie, iż zasługuję na uwagę i szacunek innych ludzi, oraz że mam prawo zarówno dawać, jak i brać. To wszystko nie zwalnia mnie od uwagi, jaką poświęcam odpowiedzi na pytanie: Jak żyć? i od odpowiedzialności za realizację poznanej odpowiedzi. Odwrotnością tej postawy jest egomania z jednej strony, albo niepewność i nieakceptacja siebie z drugiej strony. Te dwa bieguny stanowiące odwrotność harmonii pomiędzy "ja i inni" paradoksalnie łączą się ze sobą i przez to właśnie są też odwrotnością pozytywnej tożsamości. Niepewność i lęk każą wywyższać się nad innych, zaś nieuszanowanie siebie pozwala na nieszanowanie innych ludzi. Niechęć i karanie siebie łączy się z urazą i agresją do innych. Głęboka życzliwość dla innych ludzi jest nie do osiągnięcia bez życzliwości dla siebie samego. Dobre relacje z drugim człowiekiem - także w małżeństwie i rodzinie, można budować dopiero wtedy, gdy człowiek wie, kim jest. Skąd mam wiedzieć, jak poradzić sobie z tobą, gdy nie wiem jak radzić sobie z samym sobą?

W rodzinie z problemem alkoholowym trudno o akceptację siebie i pozytywną tożsamość. Już raczej wszyscy mają pretensje do siebie samych i do siebie nawzajem. Zarówno alkoholicy, jak ich rodzina czy współmałżonkowie, a nawet dorastające dzieci, związane są węzłami krzywdy i winy, urazy, agresji oraz poczucia, że nikt nie jest w porządku. Wraz z oskarżeniami, poczuciem winy i nieadekwatności (nie jest dobrym mężem, ale to przeze mnie, ja nie umiem być dobrą żoną) pojawiają się inne trudne, przykre uczucia. Emocjonalna atmosfera rodziny alkoholowej ogniskuje się wokół wstydu, żalu, złości, lęku, poczucia winy i krzywdy. Inni ludzie i inne rodziny także przeżywają te wszystkie stany, jednak rzadko kiedy w tak nasilonym połączeniu i chaosie jak ma to miejsce w rodzinie z problemem alkoholowym. Złość zamienia się w żal, żal w poczucie winy, wina w lęk, a lęk w poczucie krzywdy. Taka lub podobna kombinacja destrukcyjnych połączeń emocjonalnych mało sprzyja akceptowaniu siebie i realistycznemu widzeniu swoich problemów.

 

Autonomia

Autonomia jest obok akceptacji siebie drugą ważną cechą osób, które z powodzeniem budują swoją wspólnotę. Autonomia stanowi w pewnym sensie przeciwieństwo wspólnoty, lecz godzenie sprzeczności jest wielką sztuką życia. Autonomia oznacza prawo jednostki do niepowtarzalnego kształtu własnej osoby i prawo do budowania osobistej wersji swojego życia. Dojrzała wspólnota to wspólnota autonomicznych osób, a więc wspólnota oparta na wyborze, a nie na niewolnictwie. Jeżeli moje związki z ludźmi opierają się na poczuciu, iż coś "muszę" jestem bliska niewoli. Jeśli opierają się na poczuciu "decyduję się" i "wybieram", jestem bliska autonomii. Aby jednak trafnie i klarownie odczytywać tego typu stany, potrzeba w miarę jasnej orientacji, co do granic swojego ja i tego, co mną jest, a co nie jest. Trzeba rozeznania, co jest moim lękiem, a co cudzym lękiem. Co jest moim zadaniem, a co nie jest moim zadaniem? Co podlega mojemu wpływowi a co nie?

W rodzinie z problemem alkoholowym obszary psychologiczne poszczególnych osób przenikają się, zaś granice są chaotyczne i niejasne. W miejsce odpowiedzialności jest albo jej odrzucenie albo nadmierna odpowiedzialność, co oznacza traktowanie innego, dorosłego człowieka jak dziecka lub osoby ubezwłasnowolnionej. Ludzie wchodzą wzajemnie w swoje psychologiczne terytoria wiecznie robiąc coś "za kogoś", odpowiadając "za kogoś" lub myśląc "za kogoś". Pozwalają też, by ktoś inny za nich myślał, planował i wykonywał. By ktoś inny wiedział, czego chcą lub, co jest dla nich dobre. Przeżywają intensywnie czyjeś życie zamiast swojego, chcąc za kogoś i martwiąc się za kogoś. Mogą też oddawać swoje pole psychologiczne we władanie innych osób pytając: Powiedz mi, co mam robić? Przecież znasz mnie lepiej niż ja sam. Najlepiej załatw to za mnie. Zamęt i niejasność granic nie sprzyjają budowaniu dojrzałych związków. O spotkaniu się dwóch osób można mówić tylko wtedy, gdy są one wystarczająco odrębne.

Otwarta komunikacja

Otwarte i skuteczne komunikowanie się to sytuacja, w której członkowie rodziny są w stanie rozmawiać w sposób niezagrażający o wszystkich istotnych sprawach swego życia. Oznacza to, że potrafią o nich zarówno mówić jak też, że potrafią tego słuchać. Jest wiele powodów, dla których ludzie nie mówią wzajemnie sobie o różnych sprawach i nie słuchają się nawzajem. Może dziać się tak ze strachu przed odrzuceniem i agresją (nie wolno mu tego powiedzieć, bo on na mnie nakrzyczy); z lęku, by nie urazić drugiej osoby (nie można jej tego mówić, bo będzie jej przykro); z lęku by nie odsłonić jakichś postaw czy myśli, których się w sobie nie akceptuje (no jak to powiem? Okaże się wtedy, że go podejrzewam...); z poczucia beznadziejności (to nic nie da), wreszcie z obawy, by nie nazwać trudnych rzeczy po imieniu, ufając, że dopóki się ich nie nazwie, to nie istnieją. Najtrudniejsze bywa komunikowanie uczuć. Mówienie o głębszych obawach, słabościach i pragnieniach. Wielu z nas boi się odsłonić swoje słabe strony, by nie zostać zranionym. Boi się poprosić, by nie doznać odmowy, pokazać, że coś jest ważne, by nie zostało odebrane. Są też rodziny, w których nie wolno okazywać złości i siły, bowiem jest to zbyt zagrażające dla innych. Usunięte z rodzinnej przestrzeni uczucia i sprawy powodują, że powstaje obszar "tabu", martwa strefa, której się nie dotyka. W zależności od tego, jak jest ona duża, jak wiele obejmuje spraw, zaburza w większym lub mniejszym stopniu porozumiewanie się w rodzinie.

W rodzinie z problemem alkoholowym obszarem martwym są uczucia i przeżycia związane z alkoholem, a nawet sam fakt picia czy upijania się. Zawsze raczej "tata źle się czuje" i "mama jest zmęczona", niż ktoś się po prostu upił. Wstyd i lęk każą kłamać nawet przed sobą, obawa zaś przed tym, by nie zepsuć relacji pijącego rodzica z dziećmi zamyka w tym przedmiocie usta dorosłym. Znam ojca, który w dobrym związku i z miłością spędzał wiele czasu ze swoim aktualnie 16-letnim synem. Wyjeżdżali na wakacje, biwakowali w wyprawach na ryby. Nigdy, ani razu nie padło między nimi stwierdzenie, że matka pije. Chłopiec, gdy miał 6 - 8 lat, pytał tylko, co rano: Jak mama się dzisiaj czuje, czy znów jest chora? Potem przestał pytać. Martwym polem są nie tylko fakty dotyczące nadużywania alkoholu, ale też uczucia związane z tą sprawą. Domownicy obawiają się tego, co będzie, gdy alkoholik przyjdzie pijany, lecz nie rozmawiają o tym. Irytują się i zaprzeczają, jeśli ich o to spytać. Wstyd nie pozwala mówić o tym, co zdarzyło się wczoraj i kto jak czuł się z tym wszystkim. Owszem, są awantury. Lecz desperacja, awantura, epitety i pełne pretensji zarzuty, chociaż pozwalają upuścić wiele z wewnętrznego napięcia, nie są rozmową. Atak rodzi kontratak. Natomiast wszyscy żyjący blisko z osobą uzależnioną wiedzą, że otwarta i życzliwa rozmowa z alkoholikiem jest niemożliwa. Jego system iluzji i zaprzeczania, rodzaj wewnętrznego zakłamania, w którym żyje, nie dają przystępu do wewnątrz ani faktom, ani ludzkim słowom. Atmosfera w rodzinie z problemem alkoholowym przypomina burzę albo ciszę przed burzą. Napięcie i rozładowanie, od których można uciec wychodząc z domu albo izolując się słuchawkami na uszach, lekturą, którą się bardziej "ćpa" niż czyta, światem własnych marzeń lub nerwowym zajmowaniem się czymś, co wcale nie wymaga tyle energii i wysiłku - sprzątaniem, czyszczeniem, układaniem w szafie, dzierganiem - pozwala jednak znaleźć ukojenie. W tej atmosferze trudno odważyć się, a jeśli zbierze się na odwagę, trudno się przebić do mamy z kłopotami szkolnymi. Wiadomo, że są większe sprawy i mama ma większe zmartwienia. Trudno podejść do syna i spytać, co u niego, bo może napomknąć coś o przykrych wydarzeniach wczorajszego dnia. Matce nie można powiedzieć, że nie ma się już siły, bo przecież przestrzegała, by nie wychodzić za niego za mąż. Wstyd koleżance powiedzieć, że nie ma się już ani grosza, przecież ona wie, że mąż nieźle zarabia. I tak dalej. Martwe pole komunikacji związanej z piciem i jego skutkami paraliżuje otwartą i szczerą wymianę myśli z innymi ludźmi. Sprawia, że ludzie są bardzo samotni, przez co ciężar życia zwiększa się wielokrotnie.

Wzajemność

Wzajemność oznacza, że ludzie na przemian jedno drugiemu są w stanie dawać oparcie, uwagę, podtrzymanie i energię. Role w rodzinie charakteryzują się pewną stałością. Matka przez wiele lat jest matką, a dziecko dzieckiem, toteż kierunek wsparcia między nimi jest stały, dopóki dziecko nie stanie się dorosłe. Lecz wszyscy wiemy, że jest wiele chwil i sytuacji, w których dorosłej i silnej osobie trzeba wsparcia i pomocy i dobrze jest, gdy inni, nawet mniejsi, mogą jej to dać. Wiemy też, że jest to możliwe. Gdy ktoś wskutek okoliczności lub utraty sił wypada ze swojej roli, lub nie wypełnia swojego zadania, jego aktywność przejmują inni. W zdrowej psychologicznie rodzinie takie "świadczenia" dzieją się naprzemiennie i są wzajemne. Dzisiaj ja oprę się na tobie, jutro zaś dam oparcie tobie. Dzisiaj ja ciebie pocieszę, jutro ty mnie. Obdarzę cię maksymalną uwagą i wyrozumiałością w twoich humorach, bo wielokrotnie doświadczyłam twojej mądrej wyrozumiałości w moich chandrach.

W rodzinie z problemem alkoholowym brak jest wzajemności. Poprzez fakt, że alkoholik permanentnie nie wypełnia swojej roli: współmałżonka, rodzica i partnera życiowego, poprzez fakt, że umowy z nią czy z nim są niespełniane a terminy niedotrzymywane, wsparcie, energia i uwaga przepływają w jedną stronę. To alkoholikowi trzeba dawać wsparcie, łatać jego niedociągnięcia, uważać na jego posunięcia, zabezpieczać jego zamierzenia. Ze strony osoby uzależnionej nie można liczyć na to samo albo można liczyć w niewielkim tylko wymiarze. Jeśli brak wzajemności trwa całe lata i dotyczy wielu istotnych dziedzin życia, w rodzinie powstaje atmosfera urazy. To uraza sprawia, że pytanie:, „która godzina?" może wywołać awanturę z ciężkim pobiciem.

Otwartość

Otwartość to połączenie ze światem. Połączenie ze światem zewnętrznym oznacza, że rodzina nie jest zamknięta. Jest raczej jak żywa komórka z półprzpuszczalną błoną. Istnieje wymiana. Przychodzą ludzie i wychodzi się do ludzi. Wnikają idee, poglądy, informacje, które w rodzinie się przetwarza, jedne pozostawia, inne usuwa jako nieprzydatne lub niechciane. Wychodzi się ze swoimi trudnymi sprawami do innych ludzi, by łatwiej znaleźć właściwy dystans do tego, co nadmiernie emocjonuje. Rodzina jest raczej okiem w sieci społecznych powiązań niż izolowanym fragmentem układanki.

W rodzinie z problemem alkoholowym ludzie zamykają się przed innymi. Nie wywleka się brudów, a nie ma się czym specjalnie pochwalić. Ponieważ przestaje się zapraszać ludzi do siebie przez wstyd, co mogą zastać w domu, przestaje się też ich odwiedzać, by nie prowokować zaproszeń i dopytywania się. Lub odwrotnie: przestaje się odwiedzać innych w celach towarzyskich ze względu na niebezpieczeństwo upicia się osoby uzależnionej, toteż nie ma okazji do rewanżu. Dzieci nie zapraszają kolegów, a że w tej sprawie także obowiązuje pewna wymiana, wychodzą najdalej na ulicę. Rodzina izoluje się. Zostają samotni, niekontaktujący się ze sobą ludzie w izolowanej rodzinie. Bardzo trudno wyjść z tego zaklętego kręgu, by sięgnąć po oparcie czy po prostu zwrócić się o pomoc. To zaś sprzyja zarówno chorobie alkoholowej, jak i dysfunkcji całego systemu rodzinnego.

 

Fazy przystosowania do życia w rodzinie z problemem alkoholowym

Wobec frustracji i zamętu, jakie wynikają z opisanych powyżej dysfunkcji, rodzina musi sprostać wynikłym stąd sytuacjom i czyni to głównie poprzez pewien rodzaj przystosowana. Przystosowanie to jest naturalnie kosztowne z punktu widzenia zdrowia poszczególnych członków tej rodziny. Wydaje się jednak, że aby przetrwać jako rodzina (nie rozwodząc się natychmiast po ślubie) ludzie muszą przebyć względnie typową drogę. Wymienia się następujące fazy przystosowania:

Faza 1

Pojawiają się incydenty nadmiernego picia i chociaż są sporadyczne, tworzą napięcia w układzie małżeńskim. Rodzina (najczęściej żona) podejmuje próby interwencji, ale wobec oporu osoby pijącej nie odgrywają one większej roli. Rozwija się system wymówek, usprawiedliwień oraz obietnic, które są coraz częściej niedotrzymywane. Dominującą postawą wszystkich domowników jest zaprzeczanie obecności problemu alkoholowego, przy równoczesnym gorączkowym poszukiwaniu "powodów picia" w sytuacji domowej, zawodowej, lub historii życia osoby pijącej.

Faza 2

Wraz z nasilaniem się incydentów alkoholowych rośnie izolacja rodziny. Coraz więcej myśli, energii i aktywności jej członków koncentruje się wokół picia. Wzrasta napięcie i nabrzmiewają pretensje. Wyraźnie pogarszają się relacje małżeńskie. Pojawiają się zaburzenia emocjonalne u dzieci. Podejmowane są próby utrzymania struktury życia rodzinnego w niezmienionej postaci i zaprzeczanie, jakoby istniał poważny problem alkoholowy.

Faza 3

Rodzina zaczyna rezygnować z próby sprawowania kontroli nad zachowaniami alkoholowymi i piciem osoby uzależnionej (w tym nad ilością wypijanego alkholu). Jej członkowie zajmują się przede wszystkim doraźnym zmniejszaniem kosztów picia. Rozwijają się rozliczne symptomy zaburzeń dzecięcych (zaburzenia snu, łaknienia, zaburzenia emocjonalne, zaburzenia zachowania, trudności uczenia się itp), lub utrwalają się u dzieci patologiczne wzory przystosowania. Rodzina przeżywa chaos i dezorganizację, lecz powoli kończą się złudzenia, co do "poprawy" alkoholika.

Faza 4

Żona (lub ktoś inny z rodziny) całkowicie podejmuje kierowanie życiem rodzinnym traktując alkoholika jak krnąbrne, duże dziecko. Litość i uczucia opiekuńcze stopniowo zastępują przeżywane poprzednio pretensje i wrogość. Rodzina staje się trochę bardziej stabilna i zorganizowana w taki sposób, by zmniejszyć szkody związane z piciem. Dzieci są już duże i mogą (każde na swój sposób) włączyć się do tego zadania.

Faza 5

(Jeśli do niej dojdzie). Rodzina odseparowuje się od nadal pijącego alkoholika. Następuje fizyczne lub/i prawne rozstanie. Może także do tego dojść przez opuszczenie domu przez alkoholika. Postępowanie żony jest skoncentrowane na rozwiązywaniu problemów bytowych i emocjonalnych związanych z determinacją pod hasłem "uratować siebie". Faza ta może sprzyjać rekonstrukcji psychicznej członków rodziny w tym wybaczaniu i poszukiwaniu nowych jakości życia

Faza 6

O ile alkoholik żyje i podejmie abstynencję, może pojawić się faza włączenia go z powrotem do rodziny. Oznacza to nowe wyzwania i trudne poszukiwanie nowych wzorców życiowych dla wszystkich członków rodziny.

Każda z tych faz może trwać wiele lat. Czasem przystosowanie do życia w rodzinie alkoholowej zatrzymuje się w fazie czwartej i tak już zostaje. Alkoholik orbituje na obrzeżach rodziny, gdy inni jej członkowie łatają dziury w budżecie, porządku życiowym, uczuciach itd. i można powiedzieć, że "jakoś sobie radzą", chociaż trudno tę sytuację uznać za zdrową i satysfakcjonującą. Zespół cierpień i zaburzeń członków rodziny alkoholowej określa się pojęciem współuzależnienia. Obejmuje on następujące objawy:



Поделиться:


Последнее изменение этой страницы: 2016-08-15; просмотров: 116; Нарушение авторского права страницы; Мы поможем в написании вашей работы!

infopedia.su Все материалы представленные на сайте исключительно с целью ознакомления читателями и не преследуют коммерческих целей или нарушение авторских прав. Обратная связь - 18.118.137.243 (0.103 с.)